Wpisy archiwalne w kategorii
200-299km
Dystans całkowity: | 2803.62 km (w terenie 9.00 km; 0.32%) |
Czas w ruchu: | 115:06 |
Średnia prędkość: | 24.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.00 km/h |
Suma podjazdów: | 7126 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 233.63 km i 9h 35m |
Więcej statystyk |
Jak w piekarniku - Świecie , Grudziądz
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano:04.06.2011Kategoria 200-299km
Po 4 godzinach snu , wstaję o 4.00 by wyjechać ok 5.00. Prognozy się potwierdzają i jest bezchmurne niebo , lecz postanowiłem wziąć jeszcze cienką bluzkę na rano , która później była zbędnym balastem. Jadę jeszcze pożyczyć aparat , a potem wyjeżdżam z miasta i kieruję się na Tucholę. Jazda dość monotonna , do samego Bysława (40km) , bo znam dobrze tą drogę.
Następnie zaczyna się jazda w nieznane - to lubię.
Droga ku mojemu zdziwieniu jest bardzo dobra. Więc ogólnie sielanka

Ze spokojnej jazdy wyrywa mnie nagły huk , jak się okazało dwa mijające się z naprzeciwka samochody jechały tak blisko siebie , że walnęły lusterkami. Jeden z kierowców trochę nieogarnięty zjeżdża na środek i staje. No nic jadę dalej.
Na około zielono , ruch trochę wzmożony , ale mi to nie przeszkadza , w międzyczasie mijam ciekawą wioskę.

Nagle zauważam z naprzeciwka ścigacza , który skręca ze swojego pasa wprost na mnie , myślę sobie "WTF?!". Okazało się , że ów pan pytał o drogę do Łodzi , dobrze , że to zrobił bo jechał w całkiem innym kierunku.
Ciekawostka do jednej z osób - był na gdyńskiej rejestracji:p , może Ci mieszkańcy nie bardzo ogarniają:D
Po 70 kilku kilometrach dobijam do Świecia i od razu zonk , bo jeszcze wczoraj słyszałem , że mogę jechać cały czas prosto , a był tutaj znak zakazu jazdy rowerem , ale zauważam równoległą , starą drogę i myślę sobie , że chyba nią dojadę. W razie czego pytam jeszcze pewnego pana akurat siedzącego w samochodzie nieopodal.
Bez błądzenia docieram do głównej drogi i jadę nią kilka km , nie będąc pewnym czy dobry kierunek obrałem. Znowu pytam przypadkową osobę. Jako , że jechałem dobrze , jadę więc dalej i wyjeżdżam na (o zgrozo) krajową 1 , na której ruch jest ogromny. Ale za to jest piękne ok 2 metrowe asfaltowe pobocze , więc nie ma problemu.

Jako , że nie miałem najmniejszej ochoty wbić się na jakąś ekspresówkę , czy autostradę , uważnie oglądam znaki i mijam w tle początek autostrady A1 prowadzącej do Pruszcza Gdańskiego i Trójmiasta.

W okolicach wsi Dolna Grupa , na której miałem zjechać na prawo w kierunku Grudziądza , zaczyna się dosłownie piekło . Łapią mnie tak silne skurcze w żołądku , że ledwie kręciłem , czułem jakby miał mi brzuch pęknąć:/ , zmuszam się aby dojechać te kilka kilometrów na most nad Wisłą i do Grudziądza , pstrykam kilka fotek:
Most nad Wisłą

Wisła z Grudziądzem w tle



Pojechać nad Wisłę zależało mi bardziej niż nad morze , ale nie cieszyło mnie to w ogóle...wtedy to bym najlepiej wywalił rower za barierkę i załatwił sobie transport do domu.
Robię jeszcze niewyraźne zdjęcie tablicy Grudziądza i zawracam , nie miałem chęci na nic , a tym bardziej na zwiedzanie.

Po przejechaniu mostu zatrzymuję się i siadam z nadzieją na poprawę , ale to nic nie daję. Więc wsiadam z powrotem na rower i myślę co mam zrobić , jestem 100km od domu i nie mam żadnych chęci na jazdę . Postanowiłem dojechać przynajmniej do Świecia , gdzie byłoby łatwiej o transport. Zjadam kolejne już batony dzisiaj z nadzieją na poprawę. Jednak z czasem jest lepiej, lecz słońce dokłada swoje 5 groszy...ukrop lejący się z nieba jest nie do wytrzymania. Przynajmniej ja nie cierpię takiego piekarnika , bo zawsze mnie głowa boli. A szukać cienia na próżno , jedynie w lesie , gdzie drzewa i tak mało dają i dodatkowo robale zaczynają oblegać , więc trzeba przeć do przodu.
Jakoś docieram do Świecia , robię tam szybkie zakupy w Biedronce i jadę do domu. Sytuacja nie była zła brzuch już trochę odpuścił , ale lejący się żar w ogóle nie słabł , wręcz przeciwnie narastał. Noga już też tak dobrze nie podawała , bo jednak duże tempo narzuciłem na 1 część trasy.
Więc właściwie , kręciłem bo kręciłem , w czasie jednego z postojów na wodę robię zdjęcie i próbuję systematycznie zmniejszać dystans.

W końcu po 10,5h brutto i 208 km docieram do domu , potem jeszcze jadę na urodziny i wracam.
Długo nie zapomnę tego wyjazdu , było cholernie ciężko. Ale udało mi się i napiszę to wprost jestem z siebie zajebiście dumny;]
Z pewnością było ciężej niż na trasie do Gdańska.
I dodatkowo dostałem specyficznej opalenizny , bo jak jechałem do Grudziądza , słońce świeciło z lewej strony , jak wracałem również z lewej. Najbardziej się dostało lewej łydce...
Następnie zaczyna się jazda w nieznane - to lubię.
Droga ku mojemu zdziwieniu jest bardzo dobra. Więc ogólnie sielanka

Ze spokojnej jazdy wyrywa mnie nagły huk , jak się okazało dwa mijające się z naprzeciwka samochody jechały tak blisko siebie , że walnęły lusterkami. Jeden z kierowców trochę nieogarnięty zjeżdża na środek i staje. No nic jadę dalej.
Na około zielono , ruch trochę wzmożony , ale mi to nie przeszkadza , w międzyczasie mijam ciekawą wioskę.

Nagle zauważam z naprzeciwka ścigacza , który skręca ze swojego pasa wprost na mnie , myślę sobie "WTF?!". Okazało się , że ów pan pytał o drogę do Łodzi , dobrze , że to zrobił bo jechał w całkiem innym kierunku.
Ciekawostka do jednej z osób - był na gdyńskiej rejestracji:p , może Ci mieszkańcy nie bardzo ogarniają:D
Po 70 kilku kilometrach dobijam do Świecia i od razu zonk , bo jeszcze wczoraj słyszałem , że mogę jechać cały czas prosto , a był tutaj znak zakazu jazdy rowerem , ale zauważam równoległą , starą drogę i myślę sobie , że chyba nią dojadę. W razie czego pytam jeszcze pewnego pana akurat siedzącego w samochodzie nieopodal.
Bez błądzenia docieram do głównej drogi i jadę nią kilka km , nie będąc pewnym czy dobry kierunek obrałem. Znowu pytam przypadkową osobę. Jako , że jechałem dobrze , jadę więc dalej i wyjeżdżam na (o zgrozo) krajową 1 , na której ruch jest ogromny. Ale za to jest piękne ok 2 metrowe asfaltowe pobocze , więc nie ma problemu.

Jako , że nie miałem najmniejszej ochoty wbić się na jakąś ekspresówkę , czy autostradę , uważnie oglądam znaki i mijam w tle początek autostrady A1 prowadzącej do Pruszcza Gdańskiego i Trójmiasta.

W okolicach wsi Dolna Grupa , na której miałem zjechać na prawo w kierunku Grudziądza , zaczyna się dosłownie piekło . Łapią mnie tak silne skurcze w żołądku , że ledwie kręciłem , czułem jakby miał mi brzuch pęknąć:/ , zmuszam się aby dojechać te kilka kilometrów na most nad Wisłą i do Grudziądza , pstrykam kilka fotek:
Most nad Wisłą

Wisła z Grudziądzem w tle



Pojechać nad Wisłę zależało mi bardziej niż nad morze , ale nie cieszyło mnie to w ogóle...wtedy to bym najlepiej wywalił rower za barierkę i załatwił sobie transport do domu.
Robię jeszcze niewyraźne zdjęcie tablicy Grudziądza i zawracam , nie miałem chęci na nic , a tym bardziej na zwiedzanie.

Po przejechaniu mostu zatrzymuję się i siadam z nadzieją na poprawę , ale to nic nie daję. Więc wsiadam z powrotem na rower i myślę co mam zrobić , jestem 100km od domu i nie mam żadnych chęci na jazdę . Postanowiłem dojechać przynajmniej do Świecia , gdzie byłoby łatwiej o transport. Zjadam kolejne już batony dzisiaj z nadzieją na poprawę. Jednak z czasem jest lepiej, lecz słońce dokłada swoje 5 groszy...ukrop lejący się z nieba jest nie do wytrzymania. Przynajmniej ja nie cierpię takiego piekarnika , bo zawsze mnie głowa boli. A szukać cienia na próżno , jedynie w lesie , gdzie drzewa i tak mało dają i dodatkowo robale zaczynają oblegać , więc trzeba przeć do przodu.
Jakoś docieram do Świecia , robię tam szybkie zakupy w Biedronce i jadę do domu. Sytuacja nie była zła brzuch już trochę odpuścił , ale lejący się żar w ogóle nie słabł , wręcz przeciwnie narastał. Noga już też tak dobrze nie podawała , bo jednak duże tempo narzuciłem na 1 część trasy.
Więc właściwie , kręciłem bo kręciłem , w czasie jednego z postojów na wodę robię zdjęcie i próbuję systematycznie zmniejszać dystans.

W końcu po 10,5h brutto i 208 km docieram do domu , potem jeszcze jadę na urodziny i wracam.
Długo nie zapomnę tego wyjazdu , było cholernie ciężko. Ale udało mi się i napiszę to wprost jestem z siebie zajebiście dumny;]
Z pewnością było ciężej niż na trasie do Gdańska.
I dodatkowo dostałem specyficznej opalenizny , bo jak jechałem do Grudziądza , słońce świeciło z lewej strony , jak wracałem również z lewej. Najbardziej się dostało lewej łydce...
Dane wycieczki:
Km: | 212.16 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:23 | km/h: | 22.61 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 560m | Rower: | Folta Tarrega Sport |
Pierwsza dwusetka - Jastrowie , Wałcz
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano:16.04.2011Kategoria 200-299km
Dzisiaj wstałem o 3.00 i dalej nie mogę wyjść z podziwu , że mi się chciało. Jeszcze szybki rzut okiem na pogodę i wyjechałem ok 4.30.
Zamieszczam fotkę , jak by ktoś chciał mi zarzucić ściemę , że nie potrafię szybko wstać:p

Mimo , że było bardzo wcześnie ruch był nawet spory. Momentami mijały mnie nawet kolumny samochodów składające się z kilku aut.
Przez bite 3h od 5.00 do 8.00 było cholernie zimno , a ja na samej bluzie...palce drętwiały , chęci znikały.
Po przejechaniu 50km za Lędyczkiem asfalt się znacznie pogorszył ku mojemu niezadowoleniu aż do samego Wałcza.
W okolicach Jastrowia zaczęło się robić coraz cieplej , niebo bezchmurne , chęci wracały.

Za Jastrowiem były wybitnie nudne odcinki trasy. Droga to same koleiny , na około las , żadnych przewyższeń. Były takie 3 odcinki po 5-7km przedzielone małymi hopkami.

Objechałem trochę Wałcz i muszę to przyznać to piękne miasto , wiele zabytków , dwa jeziora , w tym ładny widok na jezioro Zamkowe z drewnianego tarasu. Dodatkowo to miasto "żyje" ruch był bardzo duży , ludzi cała masa na chodnikach.

Do Wałcza zeszło mi 5.5 godz miałem jeszcze cały dzień więc nie musiałem się śpieszyć , gówno prawda:) , tempo narzuciłem spore i starałem się je utrzymywać. Dalej bez historii bo teraz w drugą stronę jechałem.
Tym razem do Chojnic zeszło mi 4,5 godz z przerwami.
A więc wyrobiłem się w 10 godzin z przerwami , więc nawet nieźle.
Może jeszcze słówko o ruchu drogowym , tirów mnie cała masa wyprzedzała , nawet jakiś debil w samochodzie się trafił co wyprzedzał na trzeciego z naprzeciwka , niewiele brakowało aby mnie zgarnął...
Po przespaniu się i zjedzeniu obiadu pojechałem jeszcze na rozjazd po mieście.
Poprawiłem wszystkie trzy rekordy.
Może gdybym miał więcej czasu mógłbym uderzyć w 300km , bo jakoś mnie aż tak nogi nie bolą.
Cel na ten rok miało być 200km , jeżeli już tą barierę pokonałem teraz będzie pora na 300km.
Zamieszczam fotkę , jak by ktoś chciał mi zarzucić ściemę , że nie potrafię szybko wstać:p

Tablica informacyjna© mati94
Mimo , że było bardzo wcześnie ruch był nawet spory. Momentami mijały mnie nawet kolumny samochodów składające się z kilku aut.
Przez bite 3h od 5.00 do 8.00 było cholernie zimno , a ja na samej bluzie...palce drętwiały , chęci znikały.
Po przejechaniu 50km za Lędyczkiem asfalt się znacznie pogorszył ku mojemu niezadowoleniu aż do samego Wałcza.
W okolicach Jastrowia zaczęło się robić coraz cieplej , niebo bezchmurne , chęci wracały.

Kolejna tablica© mati94
Za Jastrowiem były wybitnie nudne odcinki trasy. Droga to same koleiny , na około las , żadnych przewyższeń. Były takie 3 odcinki po 5-7km przedzielone małymi hopkami.

W końcu!© mati94
Objechałem trochę Wałcz i muszę to przyznać to piękne miasto , wiele zabytków , dwa jeziora , w tym ładny widok na jezioro Zamkowe z drewnianego tarasu. Dodatkowo to miasto "żyje" ruch był bardzo duży , ludzi cała masa na chodnikach.

Teraz w drugą stronę© mati94
Do Wałcza zeszło mi 5.5 godz miałem jeszcze cały dzień więc nie musiałem się śpieszyć , gówno prawda:) , tempo narzuciłem spore i starałem się je utrzymywać. Dalej bez historii bo teraz w drugą stronę jechałem.
Tym razem do Chojnic zeszło mi 4,5 godz z przerwami.
A więc wyrobiłem się w 10 godzin z przerwami , więc nawet nieźle.
Może jeszcze słówko o ruchu drogowym , tirów mnie cała masa wyprzedzała , nawet jakiś debil w samochodzie się trafił co wyprzedzał na trzeciego z naprzeciwka , niewiele brakowało aby mnie zgarnął...
Po przespaniu się i zjedzeniu obiadu pojechałem jeszcze na rozjazd po mieście.
Poprawiłem wszystkie trzy rekordy.
Może gdybym miał więcej czasu mógłbym uderzyć w 300km , bo jakoś mnie aż tak nogi nie bolą.
Cel na ten rok miało być 200km , jeżeli już tą barierę pokonałem teraz będzie pora na 300km.
Dane wycieczki:
Km: | 225.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:11 | km/h: | 22.13 |
Pr. maks.: | 43.00 | Temperatura: | 13.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 390m | Rower: | Folta Tarrega Sport |