Wpisy archiwalne w kategorii
>300km
Dystans całkowity: | 1664.84 km (w terenie 10.00 km; 0.60%) |
Czas w ruchu: | 72:25 |
Średnia prędkość: | 22.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 38.10 km/h |
Suma podjazdów: | 2700 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 332.97 km i 14h 29m |
Więcej statystyk |
Po mieście...
Środa, 26 czerwca 2013 | dodano:26.06.2013Kategoria >300km
Dlaczego aż tyle po mieście? A dlaczego nie?
Mam na koncie setki , dwusetki , 300 , nawet 400. Byłem we wielu większych miastach kawałek oddalonych : Gdańsk , Koszalin , Grudziądz , etc. Zdarzało się jeździć setki po mieście. Lecz postanowiłem przekroczyć barierę absurdu. Zdobyć kolejne , tym razem , nietypowe "osiągnięcie".
Startuje o 0.15 , dosyć chłodno , o spodenkach nie ma mowy , ale przynajmniej nie pada. Najpierw 5 większych (po ok 4.5km) pętli w okolicy Przemysłowej. Następnie dla odmiany 10 mniejszych (2.3km) w okolicy Bytowskiej. Idzie dosyć sprawnie , zero problemów z sennością (tak swoją drogą jest to mój bardzo poważny "przeciwnik"). Pojawiają się pierwsze myśli związane z 200 , albo 300 wyłącznie po mieście.
Po 50km nagle atakuje mnie senność , na jednej z pętli nieprzytomnie wpatrując się w swój cień rzucany przez latarnię. Zauważam obok siebie pewną sylwetkę. Okazało się , że to jakiś "wilczur" biegnący za mną. Z wrażenia spadł mi łańcuch z blatu (jak spadnie to sam nie wskoczy). Ja sam niczym rażony piorunem kręcę przestraszony z kadencją 500:p. Ta sytuacja nie była zbyt miła , być tak brutalnie przywrócony do rzeczywistości...ale przynajmniej podziałało i na tym etapie , mogłem zapomnieć o senności. Z racji "spotkania" i niechęci powtórki z rozrywki , wracam na poprzednią mniejszą pętle. Tak dokręcam do 105km.
Chwilę przed 4.00 zaczyna padać deszcz. Z czasem nabiera na sile i skutecznie moczy mnie przez ostatnią godzinę. Szkoda , że kolejny raz licznik zostaje zalany , jak się później okazało ostatecznie.
Po ogarnięciu się i zjedzeniu posiłku wracam na trasę , gdy przestaje padać. Z racji , że jadę bez licznika , muszę korzystać jedynie z pętli , której wymiary znam. Więc znów na Bytowską , jakieś 19 okrążeń. Deszcz znów przypomina o sobie , więc wracam.
Niestety deszcz bardzo krzyżuje mi plany , od 10.00 pada nieprzerwanie przez 4h , lecz nadal czekam na okazję , wyjścia. Bowiem szkoda było mi już 150km o godzinie 10.00. W końcu nie prędko powtórzyłbym tą próbę. W między czasie jadę do sklepu , lecz tam się okazuję , że mają tylko liczniki z firmy Sigmy. Natomiast ja szukałem jakiegoś zwykłego no-name do górala.
Mija kolejna godzina , a deszcz nadal nieugięty. Postanawiam , stawić mu czoło , w końcu , satysfakcja będzie większa jeżeli właśnie przy takiej aurze uda mi się osiągnąć cel. Deszcz nie jest mocny , lecz jest to typowy prysznic , dzięki któremu jestem doszczętnie mokry po ok 10km. Jednak nie poddaję się , mając świadomość , że właśnie od tego okresu zależy przede wszystkim powodzenie tego przedsięwzięcia. Udaję mi się wykręcić kolejne 50km przy niemałym trudzie.
Od tego momentu mam 200km z groszem , a więc miałem swoje minimum. Nieoczekiwanie jednak pod wieczór przestaje padać , wychodzę następny raz walczyć z monotonią. Na szczęście nie musiał mi towarzyszyć wszech obecny deszcz. Kolejny raz kieruję się na Bytowską , szczerze rzygając już tą pętlą. Jadąc przede wszystkim z myślami "cel uświęca środki" dokręcam kolejne 40 okrążeń i wreszcie kończę ten dzień o 23.40.
Jestem cholernie zadowolony , że mimo tragicznej pogody (jak na czerwiec) udaje mi się ukończyć to co sobie zamierzyłem. Tak swoją drogą przejechałem 106 okrążeń tej samej pętli(2.3km) będzie mi się śniła po nocach ta droga...
Bez licznika przez ponad 210km , w deszczu ok 80km , kropiło przynajmniej 100km.
Teraz najważniejsze dla mnie , w końcu upragniony sen ;)
Mam na koncie setki , dwusetki , 300 , nawet 400. Byłem we wielu większych miastach kawałek oddalonych : Gdańsk , Koszalin , Grudziądz , etc. Zdarzało się jeździć setki po mieście. Lecz postanowiłem przekroczyć barierę absurdu. Zdobyć kolejne , tym razem , nietypowe "osiągnięcie".
Startuje o 0.15 , dosyć chłodno , o spodenkach nie ma mowy , ale przynajmniej nie pada. Najpierw 5 większych (po ok 4.5km) pętli w okolicy Przemysłowej. Następnie dla odmiany 10 mniejszych (2.3km) w okolicy Bytowskiej. Idzie dosyć sprawnie , zero problemów z sennością (tak swoją drogą jest to mój bardzo poważny "przeciwnik"). Pojawiają się pierwsze myśli związane z 200 , albo 300 wyłącznie po mieście.
Po 50km nagle atakuje mnie senność , na jednej z pętli nieprzytomnie wpatrując się w swój cień rzucany przez latarnię. Zauważam obok siebie pewną sylwetkę. Okazało się , że to jakiś "wilczur" biegnący za mną. Z wrażenia spadł mi łańcuch z blatu (jak spadnie to sam nie wskoczy). Ja sam niczym rażony piorunem kręcę przestraszony z kadencją 500:p. Ta sytuacja nie była zbyt miła , być tak brutalnie przywrócony do rzeczywistości...ale przynajmniej podziałało i na tym etapie , mogłem zapomnieć o senności. Z racji "spotkania" i niechęci powtórki z rozrywki , wracam na poprzednią mniejszą pętle. Tak dokręcam do 105km.
Chwilę przed 4.00 zaczyna padać deszcz. Z czasem nabiera na sile i skutecznie moczy mnie przez ostatnią godzinę. Szkoda , że kolejny raz licznik zostaje zalany , jak się później okazało ostatecznie.
Po ogarnięciu się i zjedzeniu posiłku wracam na trasę , gdy przestaje padać. Z racji , że jadę bez licznika , muszę korzystać jedynie z pętli , której wymiary znam. Więc znów na Bytowską , jakieś 19 okrążeń. Deszcz znów przypomina o sobie , więc wracam.
Niestety deszcz bardzo krzyżuje mi plany , od 10.00 pada nieprzerwanie przez 4h , lecz nadal czekam na okazję , wyjścia. Bowiem szkoda było mi już 150km o godzinie 10.00. W końcu nie prędko powtórzyłbym tą próbę. W między czasie jadę do sklepu , lecz tam się okazuję , że mają tylko liczniki z firmy Sigmy. Natomiast ja szukałem jakiegoś zwykłego no-name do górala.
Mija kolejna godzina , a deszcz nadal nieugięty. Postanawiam , stawić mu czoło , w końcu , satysfakcja będzie większa jeżeli właśnie przy takiej aurze uda mi się osiągnąć cel. Deszcz nie jest mocny , lecz jest to typowy prysznic , dzięki któremu jestem doszczętnie mokry po ok 10km. Jednak nie poddaję się , mając świadomość , że właśnie od tego okresu zależy przede wszystkim powodzenie tego przedsięwzięcia. Udaję mi się wykręcić kolejne 50km przy niemałym trudzie.
Od tego momentu mam 200km z groszem , a więc miałem swoje minimum. Nieoczekiwanie jednak pod wieczór przestaje padać , wychodzę następny raz walczyć z monotonią. Na szczęście nie musiał mi towarzyszyć wszech obecny deszcz. Kolejny raz kieruję się na Bytowską , szczerze rzygając już tą pętlą. Jadąc przede wszystkim z myślami "cel uświęca środki" dokręcam kolejne 40 okrążeń i wreszcie kończę ten dzień o 23.40.
Jestem cholernie zadowolony , że mimo tragicznej pogody (jak na czerwiec) udaje mi się ukończyć to co sobie zamierzyłem. Tak swoją drogą przejechałem 106 okrążeń tej samej pętli(2.3km) będzie mi się śniła po nocach ta droga...
Bez licznika przez ponad 210km , w deszczu ok 80km , kropiło przynajmniej 100km.
Teraz najważniejsze dla mnie , w końcu upragniony sen ;)
Dane wycieczki:
Km: | 302.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 13:47 | km/h: | 21.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 400m | Rower: | Folta Tarrega Sport |
Człopa
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano:12.08.2012Kategoria >300km
Pierwsze i prawdopodobnie ostatnie 300 w tym roku. Pogoda mnie pozytywnie zawiodła , a wiaterek troszkę mnie spacyfikował przed Człuchowem. Po przerwie u babci czułem się jak nowo narodzony i w dobrym tempie z Człuchowa objechałem standardową trasą do domu , aby ominąć natłok ścieżek.
Olaf dzięki za te 300 gdyby nie Ty wątpię czy chciałoby mi się dzisiaj jechać więcej niż 50km :)
Olaf dzięki za te 300 gdyby nie Ty wątpię czy chciałoby mi się dzisiaj jechać więcej niż 50km :)
Dane wycieczki:
Km: | 301.45 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:48 | km/h: | 27.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 580m | Rower: | Bianchi Via Nirone 7 |
Czterysta
Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 | dodano:29.08.2011Kategoria >300km
Podobny dystans chciałem przejechać już wczoraj , ale władowałem się w ulewę. Dzisiaj się udało. Plan był na 500km , zdążyłbym jeszcze spokojnie to przejechać , ale nie wytrzymały mi 4 litery. Przez beznadziejnie twarde siodełko i pampers , który jest na "średnie dystanse" - typu 100km:p
Zresztą jak na taki rower dystans jest giga. Więc może być. Za rok będzie szoska , lepsze siodełko i porządny pampers i można spokojnie jechać nawet na 600km.
Traska bardzo pogmatwana - miasto i okolice. Na akcje tego typu wycieczki długodystansowe to zły pomysł (500km) , szczególnie gdy się samemu jedzie.
1. 100km - 4.14
2. 200km - 8.55
3. 300km - 13.44
Pogoda nie najgorsza , ale momentami uciążliwy wiatr.
Zresztą jak na taki rower dystans jest giga. Więc może być. Za rok będzie szoska , lepsze siodełko i porządny pampers i można spokojnie jechać nawet na 600km.
Traska bardzo pogmatwana - miasto i okolice. Na akcje tego typu wycieczki długodystansowe to zły pomysł (500km) , szczególnie gdy się samemu jedzie.
1. 100km - 4.14
2. 200km - 8.55
3. 300km - 13.44
Pogoda nie najgorsza , ale momentami uciążliwy wiatr.
Dane wycieczki:
Km: | 401.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 17:14 | km/h: | 23.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Folta Tarrega Sport |
Życiówka
Wtorek, 5 lipca 2011 | dodano:06.07.2011Kategoria >300km
Ale nie osiągnąłem nawet 400km , więc dla mnie jest to porażka.
Najpierw przejechałem 103km po mieście i okolicach od 0.00 do 4.30. Potem zrobiłem 30 minutową przerwę. I pojechałem na spotkanie z gdynia94(u nich będzie to o wiele lepiej opisane).
Spotkaliśmy się na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej 235 z krajową 20. Ten odcinek 60km przejechaliśmy w około 2h , nie licząc przerwy na wymianę dętki u Kamila.
Po kolejnym odpoczynku w Chojnicach pojechaliśmy inną drogą powrotną przez Bory Tucholskie. W Lubni się rozstaliśmy i pojechaliśmy w różne strony.
Na około 330km nie mogłem już wysiedzieć w siodełku , więc czym prędzej chciałem dojechać do domu. A gdy już się położyłem , nie miałem najmniejszej ochoty wstać i dokręcać tych 43km. A szkoda , bo czasu miałem sporo ok 5 godzin.
Ogólnie nie udało się przez to , że pokpiłem sprawę. Miałem załatwić sobie dodatkową "poduchę" , ale jechałem bez. Miałem jechać spokojnie , nie udało się. Miałem się wyspać przed jazdą , też tego nie zrobiłem.
Najpierw przejechałem 103km po mieście i okolicach od 0.00 do 4.30. Potem zrobiłem 30 minutową przerwę. I pojechałem na spotkanie z gdynia94(u nich będzie to o wiele lepiej opisane).
Spotkaliśmy się na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej 235 z krajową 20. Ten odcinek 60km przejechaliśmy w około 2h , nie licząc przerwy na wymianę dętki u Kamila.
Po kolejnym odpoczynku w Chojnicach pojechaliśmy inną drogą powrotną przez Bory Tucholskie. W Lubni się rozstaliśmy i pojechaliśmy w różne strony.
Na około 330km nie mogłem już wysiedzieć w siodełku , więc czym prędzej chciałem dojechać do domu. A gdy już się położyłem , nie miałem najmniejszej ochoty wstać i dokręcać tych 43km. A szkoda , bo czasu miałem sporo ok 5 godzin.
Ogólnie nie udało się przez to , że pokpiłem sprawę. Miałem załatwić sobie dodatkową "poduchę" , ale jechałem bez. Miałem jechać spokojnie , nie udało się. Miałem się wyspać przed jazdą , też tego nie zrobiłem.
Dane wycieczki:
Km: | 357.65 | Km teren: | 6.00 | Czas: | 14:50 | km/h: | 24.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 780m | Rower: | Folta Tarrega Sport |
A może nad Morze? - Gdańsk , Starogard Gd.
Niedziela, 1 maja 2011 | dodano:02.05.2011Kategoria >300km
Wyprawę zacząłem kilka minut po północy , powoli przebiłem się przez miasto i z niego wyjechałem. W prost w ciemność , w której nic nie widziałem. Potem minął mnie jakiś pijany kierowca , którego rzucało na wszystkie strony świata. W tedy pomyślałem sobie "po co mi to wszystko" , przecież mógłbym zostać w ciepłym domu i się wyspać. Ale postanowiłem dojechać przynajmniej do Starogardu Gd.
Pierwszy postój w Rytlu - o 1.20

Przed Rytlem stan drogi był bardzo zły , lecz za Rytlem jeszcze gorszy szczególnie nocą , jeżeli nie widać dziur , w które co chwile wpadałem.
Zresztą nie dawno był protest w związku z odkładaniem remontu tej drogi klik
Do Czerska dojechałem ok 2.00 , od teraz jechałem nie znaną mi drogą , nocą i perfidnymi kierowcami , którzy łaskawie nie wyłączą długich , tylko świecą jak debile po oczach. Nie wiem czy to był dobry pomysł...
Po długich 2 godzinach dotoczyłem się do Starogardu

Mijałem destylarnie Sobieskiego (trochę rozmyte bo robiłem je w trybie nocnym)

Robiło się coraz jaśniej , lecz dokuczała niska temperatura , gdy słońce wschodziło coraz wyżej to i wiatr się coraz większy zrywał. Więc właściwie ciągle pod górkę miałem. Za Starogardem zrobiłem sobie 20 min na śniadanie i skierowałem się do Gdańska pod wiatr.
Ok 7.30 i po 115km w końcu dojechałem

Po dojechaniu już do miasta głupio by nie było trochę zwiedzić Gdańsk i szczególnie podjechać na plażę nad Bałtykiem , na której nie byłem już ponad 10 lat...

Czołg milicji

Pomnik Poległych Stoczniowców


Stocznia Gdańska


Stadion w Gdańsku na Euro 2012

Kilka ujęć Bałtyku



Przebijanie się przez miasto było męczące , a teraz trzeba w drugą stronę i to znaleźć dobrą drogę , co przy tak rozkopanym mieście jest nie lada problemem. Nawigacja w telefonie bardzo się przydała.
Za Gdańskiem zrobiłem sobie kolejną 20 minutową przerwę i musiałem jechać dalej. Na powrót wybrałem drogę przez Kościerzynę by nie jechać przez Starogard. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki , ale dojechałem do Kościerzyny przełamując barierę 200km. Ruch na krajowej 20 był spory , więc wybrałem drogę nr 214 na Zblewo.
Potem zjechałem w kierunku Wiele , po 230km byłem już cholernie zmęczony , wszystko mnie bolało , zaczynając od kolan kończąc na szyi. Jechałem już właściwie siłą woli , ale mimo to wybrałem dłuższy wariant powrotu do domu , przez Leśno i Swory. W Chojnicach miałem ok 297km , więc trochę pokręciłem się i w końcu wróciłem do domu po 19 godzinach!

Podsumowując średnia bardzo niska , lecz to przez odcinek do Starogardu , gdzie po ciemku i przede wszystkim po dziurach nie kontrolowałem w ogóle tempa bo nie widziałem ile jechałem. Potem jechałem od Starogardu do Gdańska 40km pod wiatr i dodatkowe 20 po mieście. Potem wolno kluczyłem przez miasto w poszukiwaniu Bałtyku , a za Kościerzyną dawało się we znaki zmęczenie.
400km jest w zasięgu , ale dzień musi być dłuższy , wyższa temperatura , a przede wszystkim trzeba więcej trenować.
Pierwszy postój w Rytlu - o 1.20

Przed Rytlem stan drogi był bardzo zły , lecz za Rytlem jeszcze gorszy szczególnie nocą , jeżeli nie widać dziur , w które co chwile wpadałem.
Zresztą nie dawno był protest w związku z odkładaniem remontu tej drogi klik
Do Czerska dojechałem ok 2.00 , od teraz jechałem nie znaną mi drogą , nocą i perfidnymi kierowcami , którzy łaskawie nie wyłączą długich , tylko świecą jak debile po oczach. Nie wiem czy to był dobry pomysł...
Po długich 2 godzinach dotoczyłem się do Starogardu

Mijałem destylarnie Sobieskiego (trochę rozmyte bo robiłem je w trybie nocnym)

Robiło się coraz jaśniej , lecz dokuczała niska temperatura , gdy słońce wschodziło coraz wyżej to i wiatr się coraz większy zrywał. Więc właściwie ciągle pod górkę miałem. Za Starogardem zrobiłem sobie 20 min na śniadanie i skierowałem się do Gdańska pod wiatr.
Ok 7.30 i po 115km w końcu dojechałem

Po dojechaniu już do miasta głupio by nie było trochę zwiedzić Gdańsk i szczególnie podjechać na plażę nad Bałtykiem , na której nie byłem już ponad 10 lat...

Czołg milicji

Pomnik Poległych Stoczniowców


Stocznia Gdańska


Stadion w Gdańsku na Euro 2012

Kilka ujęć Bałtyku



Przebijanie się przez miasto było męczące , a teraz trzeba w drugą stronę i to znaleźć dobrą drogę , co przy tak rozkopanym mieście jest nie lada problemem. Nawigacja w telefonie bardzo się przydała.
Za Gdańskiem zrobiłem sobie kolejną 20 minutową przerwę i musiałem jechać dalej. Na powrót wybrałem drogę przez Kościerzynę by nie jechać przez Starogard. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki , ale dojechałem do Kościerzyny przełamując barierę 200km. Ruch na krajowej 20 był spory , więc wybrałem drogę nr 214 na Zblewo.
Potem zjechałem w kierunku Wiele , po 230km byłem już cholernie zmęczony , wszystko mnie bolało , zaczynając od kolan kończąc na szyi. Jechałem już właściwie siłą woli , ale mimo to wybrałem dłuższy wariant powrotu do domu , przez Leśno i Swory. W Chojnicach miałem ok 297km , więc trochę pokręciłem się i w końcu wróciłem do domu po 19 godzinach!

Podsumowując średnia bardzo niska , lecz to przez odcinek do Starogardu , gdzie po ciemku i przede wszystkim po dziurach nie kontrolowałem w ogóle tempa bo nie widziałem ile jechałem. Potem jechałem od Starogardu do Gdańska 40km pod wiatr i dodatkowe 20 po mieście. Potem wolno kluczyłem przez miasto w poszukiwaniu Bałtyku , a za Kościerzyną dawało się we znaki zmęczenie.
400km jest w zasięgu , ale dzień musi być dłuższy , wyższa temperatura , a przede wszystkim trzeba więcej trenować.
Dane wycieczki:
Km: | 302.09 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 15:46 | km/h: | 19.16 |
Pr. maks.: | 38.10 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 940m | Rower: | Folta Tarrega Sport |